Recenzja filmu

Biały ptak w zamieci (2014)
Gregg Araki
Shailene Woodley
Eva Green

Baśń inicjacyjna

Gregg Araki uspokaja się coraz bardziej. Poprzedni film reżysera – "Kaboom" – stanowił co prawda rodzaj gry z wybuchową konwencją jego wczesnych filmów. Ale stylistyczny eksces i plątanina
Gregg Araki uspokaja się coraz bardziej. Poprzedni film reżysera – "Kaboom" – stanowił co prawda rodzaj gry z wybuchową konwencją jego wczesnych filmów. Ale stylistyczny eksces i plątanina układów seksualnych nie miały tam już – jak kiedyś - wymiaru politycznego manifestu. Były raczej czystą zabawą. W "Białym ptaku w zamieci" Araki kontynuuje zaś ścieżkę wysmakowanego stylu i poważniejszej tematyki wyznaczoną przez "Zły dotyk". Znów opowiada o inicjacji na przedmieściach, znów jest tajemniczy.



"Biały ptak w zamieci" przypomina zresztą baśń – jest to w końcu opowieść o dziewczynce wkraczającej w mroczny świat dorosłych. Podobnie jak w "Złym dotyku" fabuła jest tu zogniskowana wokół zagadki. Tam chodziło o sekret z przeszłości bohaterów, tutaj o tajemnicze zniknięcie matki głównej bohaterki. Nastolatka u progu dojrzałości, Kat Connor (Shailene Woodley), stopniowo dokonuje kolejnych przekroczeń. A Araki nie byłby Arakim, gdyby wszystko nie kręciło się wokół seksualnej frustracji. Dom Connorów przesiąknięty jest więc atmosferą niespełnienia. Eve, matka Kat (Eva Green), więdnie w złotej klatce gospodyni domowej; kobieta o urodzie gwiazdy filmowej uwięziona w związku z pospolitym, nieciekawym mężczyzną. Ojciec dziewczyny (Christopher Meloni), wycofany, niepotrafiący przebić się przez ścianę goryczy, jaka otoczyła się Eve, wyładowuje się w piwnicy, gdzie pod kłódką ukrywa stosik czasopism pornograficznych. Kat również odczuwa już przypływ pożądania. Pikantne rozmowy z parą przyjaciół, nagabywanie chłopaka (Shiloh Fernandez) o "nocne wizyty", wreszcie romans ze starszym mężczyzną. To, że matka z dnia na dzień niemal bez śladu rozpływa się w powietrzu, wydaje się być rezultatem tego buzowania seksualnej energii. Czy miała romans i postanowiła uciec z nieznajomym? A może to jakiś kochanek zabił ją w przypływie zazdrości? W historii Arakiego mamy Czerwonego Kapturka wchodzącego do paszczy wilka, ale nie wszystko jest tu tak oczywiste, jak wydaje się na pierwszy rzut oka. Niektóre wilki kryją się pod owczą skórą, a inne mają dusze łagodne jak baranki.
 
Akcja "Białego ptaka…" rozgrywa się na przełomie lat 80. oraz 90. i Araki zatapia swoją opowieść w estetyce tamtych czasów. W pochodzie zapomnianych gadżetów - ubrań, sprzętów domowych czy gier komputerowych – najważniejsza jest jednak muzyka. Z koszulek noszonych przez Kat, plakatów oblepiających jej ściany i słuchawek jej walkmana atakują nas Cocteau Twins, This Mortal Coil, Depeche Mode czy The Cure. Mechaniczne rytmy, syntezatorowe plamy i romantyczna, egzaltowana melancholia wprowadzają odrealniony nastrój zadumy i tajemnicy. Niedaleko stąd do klimatu serialowego Twin Peaks (w filmie występuje zresztą sama Laura Palmer – Sheryl Lee), gdzie w scenerii smutnej amerykańskiej prowincji rozbrzmiewały smutne wokalizy Julee Cruise skąpane w eterycznym akompaniamencie Angelo Badalamentiego. Wybrany przez reżysera moment historyczny i jego nieodłączny muzyczny krajobraz nadaje zresztą jego opowieści dodatkowego wymiaru. Kat przekracza bowiem granicę dorosłości niemal dokładnie w chwili, gdy zmieniają się dekady i następuje zmiana muzycznej warty. To właśnie na początku lat 90. rozkrzyczane grunge’owe gitary wykopują z nastoletnich głów uwielbienie dla gotyckiego, upozowanego spleenu lat 80. Podobna rewolucja zachodzi w życiu bohaterki: skąpany w pastelowych barwach komfort dzieciństwa przegrywa z niebezpieczeństwami hormonalnych burz i kryminalnych zagadek - czyli de facto z seksem i przemocą. Osoba Arakiego wprowadza zresztą jeszcze jeden kontekst: to wraz z nową dekadą amerykańskie kino poznało ostry smak New Queer Cinema, nurtu, którego jednym z przedstawicieli był właśnie twórca "The Living End".



W parze z estetycznym wysmakowaniem idzie kolejna świetna rola Shailene Woodley. Młoda aktorka powoli staje się mistrzynią portretowania nastoletnich turbulencji emocjonalnych. Ale choć widzieliśmy już wielokrotnie jej rozbiegane, nieśmiałe spojrzenie, to Araki pokazuje też nowe oblicze Woodley: seksualnie niespokojnej, lubieżnej, balansującej na granicy między nastoletnią urokliwością a samoświadomością dojrzałej kobiety. Na antypodach zniuansowanej roli Woodley znajduje się jednak postać Evy Green: większa niż życie, przerysowana, teatralna. Ten dysonans ma swoją logikę: matka Kat odgrywa swoje życie jak rolę, a po zniknięciu żyje jedynie we wspomnieniach córki niczym duch, jakaś fantastyczna postać. Ale rozmach roli Green jakoś nie klei się z resztą filmu, aktorka wypada fałszywie, choć z sukcesem grywała już podobne, pociągnięte grubą kreską postacie (patrz choćby: "300: Początek imperium"). Mamy tu konflikt dwóch artystycznych impulsów Arakiego: jeszcze tlącego się w nim wspomnienia szaleństw młodości z twórczą powściągliwością, jakiej dał wyraz w "Złym dotyku". Tym razem – choć z intrygującym rezultatem - nie do końca udało mu się godzenie ognia z wodą.  
1 10
Moja ocena:
6
Rocznik 1985, absolwent filmoznawstwa UAM. Dziennikarz portalu Filmweb. Publikował lub publikuje również m.in. w "Przekroju", "Ekranach" i "Dwutygodniku". Współorganizował trzy edycje Festiwalu... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones